„Liliowe dziewczyny”
Martha Hall Kelly
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Gatunek: Historyczna
Liczba stron: 664
O wojnie napisano już wszystko. Miliony książek, które robią na
nas wrażenie i szokują nas. Historie, które sprawiają, że nie możemy pogodzić
się z faktami i cierpimy po przeczytaniu psychiczne katusze. Są książki, które
są fikcją literacką, ale wzorują się na prawdziwych wydarzeniach. I są „Liliowe
dziewczyny”, które są faktami i jeśli chcemy tę, książkę przeczytać to, musimy
im stawić czoła. Bo możemy być pewni, że nie pozbędziemy się z pamięci historii
kobiet połączonych przez koszmar Ravensbrück.
Trzy kobiety, które przeżyły wojnę w zupełnie innych warunkach.
Caroline Ferriday to postać rzeczywista. Współpracownica konsula
Francji, bywalczyni nowojorskich salonów, kobieta o wielkiej empatii i ogromnym
sercu. Z wielką przykrością stwierdzam, że niedoceniona i zapomniana, a gdyby
każdy dał od siebie tyle, co ta kobieta to świat byłby piękniejszy. Po wybuchu
wojny jej życie ulega całkowitej zmianie. Podejmuję się ,pomocy francuskim
dzieciom ,wysyłając im paczki z żywnością, ubraniami i środkami czystości.
Udziela się charytatywnie i dąży do celu, ponieważ jej misją jej pomoc drugiemu
człowiekowi. Najważniejszą rzeczą, jaką zrobiła w swoim życiu w mojej opinii
,jest to ,co było później. A to, co było później to istne piekło na ziemi.
Kasia Kuśmierczyk to postać fikcyjna, ale wzorowana na
prawdziwym człowieku. Młoda dziewczyna mieszkająca w okupowanej Polsce angażuję
się w działania na rzecz podziemia. Czuję się panią świata i prosi o coraz
trudniejsze zadania. Z braku ludzi dostaje je i wpada w sidła własnej pewności
siebie. Zostaje aresztowana. Nie może sobie wybaczyć, że przez jej nie uwagę
zabrano także jej siostrę, matkę, siostrzyczkę przyjaciela i poprowadzono drogą
przez mękę. Prosto w ramiona zbrodniarzy.
Herta Oberheuser jest także postacią autentyczną. Jest młodą i
ambitną Niemką, która musi znaleźć pracę w tych niepewnych czasach. Decyduję
się odpowiedzieć na ogłoszenie w sprawie pracy dla lekarza i zostaje
zatrudniona w obozie koncentracyjnym dla kobiet. Przybycie do obozu to jedno,
ale zmierzenie się z rzeczywistością to drugie. Herta przyjechała jako
spokojna, wrażliwa dziewczyna, a wyjechała jako kto?
Historia wszystkich trzech bohaterek łączy się w pewnym
momencie, ale nim do tego dojdzie ,musimy się zmierzyć z co najmniej, kilkuset
stronami pełnymi bólu, strachu, upokorzenia, zwyczajów obozowych i walki o
lepsze jutro dla innych potrzebujących ludzi. Czytając, ten rodzaj literatury
nie będziemy zaskoczeni, jakie mają miejsce w obozach. Nie zdziwi nas
traktowanie więźniów i tortury, jakie są im fundowane. Nie zaszokuje nas bród,
głód, smród. Nie poczujemy obrzydzenia ,czytając o tyfusie, wszach, szczurach.
Nie poczujemy bólu w sercu, gdy kolejna z ofiar będzie padać pod murem i silne
ręce zbrodniarza przeciągną ciało wprost na kopiec z ludzkich zwłok. Znamy to
wszystko, bo to jest nasza historia i Pani autorka nie napisała nic nowego. To
nie ma znaczenia. Im więcej czytamy tej literatury, tym bardziej pamiętamy o
wydarzeniach z przeszłości. A jedyną rzeczą, jaką dziś możemy zrobić dla tych
ludzi to nie zapomnieć.
Jest w tej książce coś, o czym czytałam tylko zdawkowo. I dzięki
„Liliowym dziewczynom” przyjrzałam się bliżej „polskim królikom”. Mam nadzieję,
że większość z was wie, o czym mowa. Ja po przeczytaniu książki zasięgnęłam
wiedzy z internetu i czuję przerażenie ,smutek i złość. Ogromną złość ,którą
muszę przetrawić.
„Polskie króliki” to więźniarki, na których wykonywano
eksperymenty medyczne. Obrzydliwe , nieludzkie i bolesne doświadczenia, od
których kobiety umierały lub były uszkodzone do końca życia. Wielotygodniowe
leżenie w łożku w bólu i cierpieniu, bez dostępu do wody i świeżego powietrza.
Gdy czytałam ,historię prosto z sal operacyjnych i pooperacyjnych czułam
dyskomfort i odór, o którym pisała autorka. Smród gnijącego, chorego ciała unosił
się w książce. Zastanawiacie się, dlaczego króliki? Większość operacji
wykonywana była na nogach. Gdy po odleżeniu swojego czasu ofiary zostały
wyrzucone ze szpitala ,skakały po obozie na jednej nodze. Były wyjątkowe,
jedyne w swoim rodzaju, inne kobiety, które nie zostały ,wybrane do
eksperymentów ,traktowały je po królewsku. Tak możliwie, jak dobrze jak jest to
do zrobienia w obozie koncentracyjnym.
Z takimi historiami zmierzamy się przez całą pierwszą część
książki. Później pojawia się druga część. Autorka podzieliła książkę na czas
WOJNY i PO. Gdy się zastanawiam nad tym, która część bolała mnie bardziej ,to
nie potrafię odpowiedzieć sobie na, to pytanie. Myślałam, że nie może być nic
gorszego niż życie Kasi w obozie ,ale może życie po tym, jak zwracają wolność
,jest jeszcze gorsze?
Muszę wspomnieć ponownie o Caroline, bo to ona jest bohaterką
tej historii. Po wojnie postanawia działać na rzecz „polskich królików”.
Sprowadza je do siebie, do Stanów Zjednoczonych, by zapewnić im wszechstronną
opiekę medyczną i traktować je tak dobrze, jak własne dzieci. Nie ma pojęcia,
na co się porywa. Te kobiety nie są tylko skrzywdzone fizycznie. One cierpią
psychicznie, a to wydaję się trudniejsze do wyleczenia niż wstawienie zęba lub
proteza nogi. Mimo to Caroline jest twardą, dzielną i nastawioną na sukces
kobietą. Trzymałam kciuki za nią przez całą książkę!
Nie jest to książka idealna. Jest wiele błędów i powtórzeń.
Dialogi nie są porywające. To jest debiutancka powieść autorki,a dla
debiutantów miejmy więcej taryfy ulgowej. Być może takie tematy, jakie
poruszyła Martha Hall Kelly nie ,są odpowiednie na pierwszą powieść, ponieważ
poprzeczka stoi bardzo wysoko. Osobiście doceniam odwagę, jaką miałaby podjąć
się zadania. Nie wiało nudą. Autorka włożyła ogrom pracy, by poskładać całą
historię spójnie ,logicznie ,mając na uwadze fakty historyczne, których nie
brakuje w treści. Gdybym miała znaleźć minus, to wybrałabym słabo opisane
emocje. Nie wzruszyłam się. Nie uroniłam łzy. A przy takiej tematyce zdarza mi
się to za każdym razem.
Po przemyśleniu cieszę się z tego, bo pochłonęłam całą historię
bez rozczulania się i bez strat w moich zapasach chusteczek; ) Przyjęłam ją na
chłodno i uzupełniłam wiedzę, która wbiła mnie w ziemię.
Caroline mnie oczarowała. Kasię polubiłam. A jeśli chodzi o
Hertę... Myślę, że swoje w życiu już zapłaciła.
Polecam serdecznie, bo takich historii nigdy nie jest za mało w
naszym życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz