środa, 1 marca 2017

„Liliowe dziewczyny” Martha Hall Kelly. Kolejna książka o wojnie. Kolejna,którą trzeba przeczytać.

„Liliowe dziewczyny” Martha Hall Kelly
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Gatunek: Historyczna
Liczba stron: 664

O wojnie napisano już wszystko. Miliony książek, które robią na nas wrażenie i szokują nas. Historie, które sprawiają, że nie możemy pogodzić się z faktami i cierpimy po przeczytaniu psychiczne katusze. Są książki, które są fikcją literacką, ale wzorują się na prawdziwych wydarzeniach. I są „Liliowe dziewczyny”, które są faktami i jeśli chcemy tę, książkę przeczytać to, musimy im stawić czoła. Bo możemy być pewni, że nie pozbędziemy się z pamięci historii kobiet połączonych przez koszmar Ravensbrück.
Trzy kobiety, które przeżyły wojnę w zupełnie innych warunkach.
Caroline Ferriday to postać rzeczywista. Współpracownica konsula Francji, bywalczyni nowojorskich salonów, kobieta o wielkiej empatii i ogromnym sercu. Z wielką przykrością stwierdzam, że niedoceniona i zapomniana, a gdyby każdy dał od siebie tyle, co ta kobieta to świat byłby piękniejszy. Po wybuchu wojny jej życie ulega całkowitej zmianie. Podejmuję się ,pomocy francuskim dzieciom ,wysyłając im paczki z żywnością, ubraniami i środkami czystości. Udziela się charytatywnie i dąży do celu, ponieważ jej misją jej pomoc drugiemu człowiekowi. Najważniejszą rzeczą, jaką zrobiła w swoim życiu w mojej opinii ,jest to ,co było później. A to, co było później to istne piekło na ziemi.
Kasia Kuśmierczyk to postać fikcyjna, ale wzorowana na prawdziwym człowieku. Młoda dziewczyna mieszkająca w okupowanej Polsce angażuję się w działania na rzecz podziemia. Czuję się panią świata i prosi o coraz trudniejsze zadania. Z braku ludzi dostaje je i wpada w sidła własnej pewności siebie. Zostaje aresztowana. Nie może sobie wybaczyć, że przez jej nie uwagę zabrano także jej siostrę, matkę, siostrzyczkę przyjaciela i poprowadzono drogą przez mękę. Prosto w ramiona zbrodniarzy.
Herta Oberheuser jest także postacią autentyczną. Jest młodą i ambitną Niemką, która musi znaleźć pracę w tych niepewnych czasach. Decyduję się odpowiedzieć na ogłoszenie w sprawie pracy dla lekarza i zostaje zatrudniona w obozie koncentracyjnym dla kobiet. Przybycie do obozu to jedno, ale zmierzenie się z rzeczywistością to drugie. Herta przyjechała jako spokojna, wrażliwa dziewczyna, a wyjechała jako kto?
Historia wszystkich trzech bohaterek łączy się w pewnym momencie, ale nim do tego dojdzie ,musimy się zmierzyć z co najmniej, kilkuset stronami pełnymi bólu, strachu, upokorzenia, zwyczajów obozowych i walki o lepsze jutro dla innych potrzebujących ludzi. Czytając, ten rodzaj literatury nie będziemy zaskoczeni, jakie mają miejsce w obozach. Nie zdziwi nas traktowanie więźniów i tortury, jakie są im fundowane. Nie zaszokuje nas bród, głód, smród. Nie poczujemy obrzydzenia ,czytając o tyfusie, wszach, szczurach. Nie poczujemy bólu w sercu, gdy kolejna z ofiar będzie padać pod murem i silne ręce zbrodniarza przeciągną ciało wprost na kopiec z ludzkich zwłok. Znamy to wszystko, bo to jest nasza historia i Pani autorka nie napisała nic nowego. To nie ma znaczenia. Im więcej czytamy tej literatury, tym bardziej pamiętamy o wydarzeniach z przeszłości. A jedyną rzeczą, jaką dziś możemy zrobić dla tych ludzi to nie zapomnieć.
Jest w tej książce coś, o czym czytałam tylko zdawkowo. I dzięki „Liliowym dziewczynom” przyjrzałam się bliżej „polskim królikom”. Mam nadzieję, że większość z was wie, o czym mowa. Ja po przeczytaniu książki zasięgnęłam wiedzy z internetu i czuję przerażenie ,smutek i złość. Ogromną złość ,którą muszę przetrawić.
„Polskie króliki” to więźniarki, na których wykonywano eksperymenty medyczne. Obrzydliwe , nieludzkie i bolesne doświadczenia, od których kobiety umierały lub były uszkodzone do końca życia. Wielotygodniowe leżenie w łożku w bólu i cierpieniu, bez dostępu do wody i świeżego powietrza. Gdy czytałam ,historię prosto z sal operacyjnych i pooperacyjnych czułam dyskomfort i odór, o którym pisała autorka. Smród gnijącego, chorego ciała unosił się w książce. Zastanawiacie się, dlaczego króliki? Większość operacji wykonywana była na nogach. Gdy po odleżeniu swojego czasu ofiary zostały wyrzucone ze szpitala ,skakały po obozie na jednej nodze. Były wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju, inne kobiety, które nie zostały ,wybrane do eksperymentów ,traktowały je po królewsku. Tak możliwie, jak dobrze jak jest to do zrobienia w obozie koncentracyjnym.
Z takimi historiami zmierzamy się przez całą pierwszą część książki. Później pojawia się druga część. Autorka podzieliła książkę na czas WOJNY i PO. Gdy się zastanawiam nad tym, która część bolała mnie bardziej ,to nie potrafię odpowiedzieć sobie na, to pytanie. Myślałam, że nie może być nic gorszego niż życie Kasi w obozie ,ale może życie po tym, jak zwracają wolność ,jest jeszcze gorsze?
Muszę wspomnieć ponownie o Caroline, bo to ona jest bohaterką tej historii. Po wojnie postanawia działać na rzecz „polskich królików”. Sprowadza je do siebie, do Stanów Zjednoczonych, by zapewnić im wszechstronną opiekę medyczną i traktować je tak dobrze, jak własne dzieci. Nie ma pojęcia, na co się porywa. Te kobiety nie są tylko skrzywdzone fizycznie. One cierpią psychicznie, a to wydaję się trudniejsze do wyleczenia niż wstawienie zęba lub proteza nogi. Mimo to Caroline jest twardą, dzielną i nastawioną na sukces kobietą. Trzymałam kciuki za nią przez całą książkę!
Nie jest to książka idealna. Jest wiele błędów i powtórzeń. Dialogi nie są porywające. To jest debiutancka powieść autorki,a dla debiutantów miejmy więcej taryfy ulgowej. Być może takie tematy, jakie poruszyła Martha Hall Kelly nie ,są odpowiednie na pierwszą powieść, ponieważ poprzeczka stoi bardzo wysoko. Osobiście doceniam odwagę, jaką miałaby podjąć się zadania. Nie wiało nudą. Autorka włożyła ogrom pracy, by poskładać całą historię spójnie ,logicznie ,mając na uwadze fakty historyczne, których nie brakuje w treści. Gdybym miała znaleźć minus, to wybrałabym słabo opisane emocje. Nie wzruszyłam się. Nie uroniłam łzy. A przy takiej tematyce zdarza mi się to za każdym razem.
Po przemyśleniu cieszę się z tego, bo pochłonęłam całą historię bez rozczulania się i bez strat w moich zapasach chusteczek; ) Przyjęłam ją na chłodno i uzupełniłam wiedzę, która wbiła mnie w ziemię.
Caroline mnie oczarowała. Kasię polubiłam. A jeśli chodzi o Hertę... Myślę, że swoje w życiu już zapłaciła.
Polecam serdecznie, bo takich historii nigdy nie jest za mało w naszym życiu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz